Wieczorem padał deszcz i świeciło słońce.
- Tęcza! Tęcza – zawołał Izydorek
- Tęcza! – powtórzyły siostrzyczki.
Faktycznie. Na niebie lśniła ogromna, kolorowa tęcza, jakiej
dotąd dzieci nie widziały. Gdy wszyscy wybiegli na podwórko, usłyszeli, że ta tęcza
gra jakąś smutną melodię. To było niesamowite i magiczne. Po kilku minutach
tęcza zniknęła, a na niebo wyszły dziwne czarno-fioletowe chmury. Zaraz potem
zapadła noc i dzieci poszły do swych łóżek.
Gdy rano Izydorek się obudził, poczuł, że coś twardego i
kanciastego gniecie go w pupę.
- Ała, pewnie znowu ten okropny plastikowy krab! – pomyślał
i zajrzał pod kołdrę.
To jednak nie była jego zabawka, tylko jakaś różdżka.
Wyglądała jak prawdziwa, bo trochę świeciła na fioletowo w ciemności. Wtedy
Izydorek zauważył, że nie ma na sobie swojej ulubionej minionkowej piżamy,
tylko strój czarodzieja. To było bardzo dziwne.
Izydorek pobiegł do sypialni rodziców, by pokazać im swój
czarodziejski ekwipunek, ale ich już nie było w sypialni. Nie przejął się tym,
tylko pobiegł po schodach na dół i stanął jak zamurowany, gdy zobaczył
rodziców.
Mama nie wyglądała wcale jak mama. Znaczy była trochę jak
mama, a trochę jak wampir. Tata z kolei
był trochę tatą a trochę szkieletem. Wyglądali dziwnie, ale wcale nie byli
straszni. Izydorek się ich nie bał. Pomyślał, że to sprawka tej dziwnej tęczy,
którą wczoraj wszyscy oglądali. To ona musiała rzucić na wszystkich jakiś czar.
Dzień dobry, synku czarodzieju! – zawołał tata-szkielet.
O, cześć Izydorku – zawołała mama-wampirzyca.
Cześć mamo i tato! – odpowiedział Izydorek.
Kolejna niespodzianka czekała na Izydorka w kuchni. Drzwi do
ogrodu były otwarte, ale ogród już nie był ogrodem. Za drzwiami rozciągał się
gęsty, ciemny las.
Gdy Izydorek wyszedł wraz z rodzicami na zewnątrz, zauważył,
że dom nie jest już domem tylko niesamowitym zamczyskiem. Izydorek zaczął się
zastanawiać, co stało się z jego siostrami, gdy w oknie zamku zauważył
zielonego Creepera. Trochę się przestraszył, ale zaraz potem zauważył, że ten
Creeper jest jakiś dziwny. Tak, nie mylił się, ten zielony stwór ma buzię jego
siostry Tereski.
- Cześć Izydorku-czarodzieju – zawołała z góry
Tereska-Creeper.
- Izydorek jest czarodziejem? Super! – usłyszał
głos Zuzi dochodzący z zamku. Po chwili zobaczył też Zuzię. Okazało się,
że druga siostra zamieniła się w zombie. Nieźle!
Wtem usłyszał przestraszone głosy rodziców – Prędko!
Uciekajmy! Wilki!
W tym samym momencie mały czarodziej zauważył paskudnego,
olbrzymiego i strasznego wilka wybiegającego spomiędzy drzew. Nie uciekł
jednak, tylko szybko machnął swoją różdżką mówiąc -abrakadabra czary mary zmień się w żabę
wilku stary – I wilk natychmiast zamienił się w małą zieloną żelkową żabę.
Tereska-Creeper zeskoczyła z okna i zjadła ją, po czym głośno beknęła.
Z lasu wybiegło jeszcze 2 okropne wilczyska, a Izydorek oba
zamienił z żelkowe żaby. Sam zjadł jedną, a drugą dał Zuzi.
Po czym Izydorek i dziewczyny wyruszyli w las. Ten las był
dopiero czadowy. Rosło w nim mnóstwo czekoladowych grzybów i piankowych
puchatych paproci.
Historia wymyślona przez Młodego w łóżku w któryś z długich jesiennych wieczorów i spisana przez mamę, czyli mnie, ku pamięci :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz